poniedziałek, 22 lutego 2010

Pochwała człowieka niedoinformowanego

Odkąd mam nowy układ kanałów w kablówce, przestałem właściwie oglądać wiadomości. Nawet nie wiedziałem, że to może być takie proste. Dawniej zaraz po jedynce i dwójce miałem TVN 24 i Super Stację, której tam nie ustawiałem, a jakoś sama się władowała na miejsce TVP Kultury chyba. Kiedy więc włączałem tv, to szybko lądowałem na wiadomościach politycznych, bo z nudów wolałem przyglądać się jakimś aferom niż "Jaka to melodia" albo "M jak miłość". Teraz serwisy informacyjne są gdzieś daleko, pod jakimiś trzycyfrowymi numerami, zanim do nich mam szansę dotrzeć, to już mnie zatrzyma jakiś sport albo program na Discovery, albo w ogóle zgaszę tv. I bardzo dobrze. Nawet nie chcę zapamiętywać numerów tych kanałów. Okazuje się, że wystarczy małe utrudnienie i głupi nawyk sprawdzania "co tam w polityce" można pokonać.
Nie wiem, czemu się sądzi, że należy być na bieżąco i non stop przyjmować wiadomości, które do niczego człowiekowi nie są potrzebne? Z kobiety oglądającej serial, a faceta piłkę - można się pośmiać. Ale ktoś siadający, aby obejrzeć Fakty czy Panoramę, czuje się niemal zaangażowany i z pewnością nie ma poczucia, że marnuje czas i zaśmieca sobie głowę. Bo jeszcze rozumiem, kiedy raz na tydzień dziennikarze wybiorą najważniejsze wydarzenia i pogłębią tematy. Ale strumień codziennych wydarzeń, podlegający tylko tego typu selekcji, że coś straszne albo śmieszne, to brak jakiejkolwiek higieny psychicznej. Nie muszę przecież wiedzieć nic o masakrze w amerykańskim barze ani o strajku boliwijskich górników, bo to mnie, mojej rodziny, znajomych zupełnie nie dotyczy. Wiem, że cały czas na świecie dochodzi do tragedii, morderstw, gwałtów, wypadków, ale po co mam sobie codziennie to uświadamiać na konkretnych przykładach? Tak samo wszystkie te przepychanki w naszym sejmie, wzajemne oskarżenia, blokowanie się nawzajem - niech to robią za moimi plecami, muszę w tym uczestniczyć? To ich robota, za to im płacą. To tak jakby kasjerka w hipermarkecie chciała wiedzieć wszystko, co zarząd firmy na konferencjach ustala i w jaki sposób kierownicy działów kontaktują się z dostawcami. To tylko złudzenie, że się uczestniczy, ma jakiś wpływ. A kiedy wydarzy się coś naprawdę ważnego, to dowiemy się tego i tak, nawet nie sprawdzając codziennie. Bardziej to mi przypomina ciekawość sąsiadek, które przez okna śledzą życie podwórka. Zawsze wiedzą, kto o której wrócił do domu, kto się darł na klatce, kto odszedł od żony, a kto ma raka. Ale robią to z nudów, z braku innych zainteresowań, dla zabicia czasu. Tak samo traktuję oglądanie Faktów czy innych Wiadomości - jako marnowanie czasu w najgorszym stylu. Lepiej już sobie ten serial czy mecz obejrzeć.
Niestety na jeden serwis jeszcze trafiam - na Telexpres. Najgorszy ze wszystkich. Powierzchowny i kabareciarski do granic wytrzymałości. Pół biedy, kiedy prowadzi Orłoś, bo ma on jeszcze jakiś luz i wdzięk. W innych przypadkach nie do zniesienia jest maniera kończenia każdego materiału efektownym komentarzem, podkreślonym tonem głosu jak w Maratonie Uśmiechu. Doprawdy, brakuje tam tylko śmiechów z taśmy. Jeszcze raz na jakiś czas, bym zrozumiał, ale nie dziesięć razy w ciągu kwadransa. Jak znaleźli ząb neandertalczyka, to był oczywiście "nadgryziony przez ząb czasu". Jak materiał o koniach, to rozumieją się "jak stare łyse konie", jak o psie, to pewnie ma pieskie życie, coś mu się należy jak psu buda, albo żyje jak pies z kotem. Błyskotliwość tych puent sprawia, że czuję się zażenowany w imieniu twórców. Mam uzasadnione obawy, że oni jednak nie mają z tym żadnych problemów.

2 komentarze:

  1. Zaprotestuje przeciw: "za to im płacą", bo tak nie jest. Wcale nie płaci się politykom za przepychanki i wzajemnie niekończące się blokowania. Tzn. nie za to powinno się im płacić, bo w praktyce niewiele innego robią.
    Chciałbym, żeby któregoś dnia wszyscy zachowali się tak, jak Ty - skasowali kanały z informacjami, albo po prosty je ignorowali. By włączali jeden raz na miesiąc, by zobaczyć co politykom udało się osiągnąć. Bo tak - dajemy się wciągać w głupie gierki i ważniejsze od rzeczywistej pracy polityków jest "czy wygrają nasi". I to kibicowanie staje się najważniejszym kryterium przy kolejnych wyborach, przez co największą sławą cieszą się rozmaici "zagończycy", co to wszystko potrafią pięknie rozwalić, ale mało co zbudować. A jakbyśmy nie oglądali tych igrzysk, jakbyśmy nie kibicowali im, ale raz na miesiąc, albo nawet i kwartał sprawdzali sprawozdania z osiągnięć, to może i politycy wzięliby się do roboty. Bo co by nas obchodziło w kwietniu, że w styczniu iksiński wyśmiał (ach, jak zręcznie!) ygrekowskiego? A w lutym ygrekowski podłożył mu przemyślnie świnię zemsty i zagłady? Zbylibyśmy to wzruszeniem ramion i sprawdzilibyśmy ilość zrobionych dróg, poprawionych ustaw, wykorzystanych środków z UE i zaoszczędzonych z budżetu. I zagłosowaliśmy potem może nie jakoś mądrze, ale może też nie aż tak głupio.

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja, bez nas nie mieliby przed kim się wygłupiać. Gdyby nie ludzka słabość do oglądania awantur, musieliby się wziąć za konkretną robotę, a nie za bicie piany. Na forach też jest tak, że zainteresowanie rośnie, kiedy robi się awantura, choćbyśmy się brzydzili i krzywili, to i tak zajrzymy sobie, co kto komu jeszcze. Tak że wdzięcznej publiki pieniaczom nigdy nie zabraknie.
    Można to olać jedynie na swój prywatny sposób i samemu mieć spokój. Ale zjawisko jest raczej niezniszczalne.

    OdpowiedzUsuń