wtorek, 16 lutego 2010

Wtorek, jeszcze o tremie

W nawiązaniu do wczorajszego wpisu i komentarza Czereśni.
Trema jest czymś naturalnym, bo występ na scenie to sytuacja szczególna. Nie czują jej chyba tylko "zwierzęta estradowe", ale tacy artyści są w sumie dziwolągami przyzwyczajeni do sceny od urodzenia (pierwsze konkursy w wieku lat trzech czy inne absurdy). Jakiś poziom stresu u każdego występuje, gorzej jeśli uniemożliwia wykonywanie takiego zawodu jak muzyk estradowy. W muzyce rockowej itp. można się znieczulić butelką whisky i dawaj. Precyzja tu nie jest najważniejsza, poziom trudności technicznych porównywalny do gry harcerza przy ognisku. Ważniejszy hałas niż szczegóły. Ale pianista czy skrzypek klasyczny nie może się ubzdryngolić, bo równie dobrze mógłby się upić łyżwiarz figurowy albo żongler. Katastrofa murowana. Niektórzy więc stosują autosugestię, typu: "jestem najlepszy, wymiatam jak nikt", inni medytują, jeszcze inni wybierają tylko jedną osobę na sali, dla której grają itp. Łatwo poznać nerwową grę, bo często jest szybka. Kiedy serce bije szybciej niż zwykle, to tempo wykonywanej muzyki wydaje się zbyt wolne, choć jest identyczne z tym, w jakim się gra w domu. Umiejętność panowania nad tremą jest tak samo ważnym składnikiem sukcesu jak sam talent. Dlatego nie wszyscy są Rubinsteinami. W samych Chinach jest 20 milionów uczących się gry na fortepianie. Ćwiczą przez wiele lat po kilka godzin dziennie, a potem 19 999 997 odejdzie z kwitkiem, będzie uczyć dzieci albo przygrywać do kotleta, albo w ogóle zajmie się czymś zupełnie różnym od muzyki. Trzech się przebije. Może nie będzie to najzdolniejsza trójka, ale na pewno najsilniejsza psychicznie.
Kończę artykuł o pojedynkach, ale nienawidzę tej roboty, która polega na tłumaczeniu z polskiego na polski. Człowiek opiera się na materiałach pisanych, których autorzy już wysilali głowy, żeby nadać tekstom najlepszą formę. Żeby nie przepisywać słowo w słowo, trzeba szukać alternatywnych środków, mimo że często są one gorsze i mniej naturalne od już użytych. Po takim pisaniu z przyjemnością się wraca do pisania swojego. Kto się nie może zmusić do pisania prozy, niech siądzie do artykułu, najlepiej technicznego. Zaraz zatęskni do tworzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz