piątek, 19 lutego 2010

Długość jest nieważna

Forum SFFH w pewnym sensie na mnie jakoś literacko wpłynęło. Nie mówię o opiniach na temat mojego pisania, bo jednak staram się nie sugerować opiniami, fajnie, jeśli komuś się spodobało, trudno, kiedy nie, ale ja myślę w trakcie pisania o jednym tylko czytelniku: o moim klonie ( no może jeszcze o paru bliskich osobach z podobnymi do mojego gustami). Gdybym się chciał dostosować do pochwał obcych mi ludzi, to chyba bym musiał kontynuować swego "Conana" z Kanonu Barbarzyńców, co paru recenzentów mi sugerowało. To nie jest tak, że się wstydzę tej postaci, przeciwnie, lubię ją bardzo, tyle że jedno opowiadanie najzupełniej wystarczy.
Ale nie o tym chciałem. Dzięki forum zacząłem pisać szorty. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, uznając to za jakąś łatwiznę dla ludzi nie umiejących poradzić sobie z większą ilością słów, postaci, wątków itp. Takie pisanie wierszyków, gdzie można pościemniać, że się sugeruje coś więcej, niż w tekście się faktycznie znajduje. W dodatku co to za wierszówka za takie publikacje?
No ale trafiłem na forumowy konkurs szortowy. Każdy konkurs wyzwala we mnie chęć rywalizacji - czy to będzie siłowanie się na rękę, czy gra w piłkarzyki, czy "kto więcej zapamięta słów". Postanowiłem spróbować. Przy pierwszym podejściu sromotnie przegrałem. Byłem może drugi od końca. Przy kolejnych dwóch/trzech - też bez rewelacji, daleko za podium. Dopiero po kilku próbach i zrozumieniu specyfiki konkursu oraz oceniania udało mi się walczyć o główne wygrane. Zrozumiałem, że to nie takie hop-siup napisać miniaturkę, którą ludzkość doceni.
Słowem, pisanie krótkich form weszło mi w krew i trafiło do repertuaru moich środków "artystycznych".
Właśnie kończę zbiór miniaturowych opowieści połączonych wspólnym tematem.
Otóż wymyśliłem sobie ukryty region, znajdujący się gdzieś na terytorium pomiędzy Słowacją, Ukrainą, Węgrami. Nazywa się Bezsławia i jest dla świata niewidoczny. Żyje poza nurtem historii, nikt o nim nie wie, nawet trafiając tam przypadkiem, człowiek nie zdaje sobie sprawy, że znalazł się na obcym terenie. Rumun pomyśli, że trafił na wioskę węgierską, Austriak, że na słowacką, a Słowak pomyśli, że ukraińska. Według legendy Bezsławia powstała w wyniku niedopatrzenia Boga. Otóż kiedy opadły wody Potopu, okazało się, że poza arką Noego, na morzu był jeszcze jeden zadaszony statek. Bóg zajęty Noem, nie zauważył, że nadliczbowi ludzie rozeszli mu się po świecie i trafili na tereny dzisiejszej Europy Wschodniej. Gdy to wreszcie dostrzegł, nie mógł już nic zrobić. Zawarł z przodkami Bezsławian ciche przymierze: ok, wiem, że tu jesteście, ale nikt niech o tym nie wie. Ich region pozostaje więc niewidzialny.
No i pewnego dnia na początku 20 wieku trafia tam węgierski etnograf, wędrujący po komitatach w poszukiwaniu melodii ludowych, z fonografem na plecach itp. Zapisuje i publikuje opowieści Bezsławian, myśląc, że to folklor rumuński.
Tych dziewięć historii to moje spojrzenie na opowieści biblijne i życie codzienne Bezsławian, mam nadzieję, że momentami ciekawe i barwne.
Rzecz już zmierza do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz