czwartek, 4 marca 2010

Drapieżnik w akcji

Na fajny opis trafiłem w albumie "Polski Outdoor. Reklama w przestrzeni publicznej":

" Reklama zewnętrzna przypomina rozbuchaną tropikalną dżunglę. Jeśli tylko może, zapuszcza korzenie w najdrobniejszych szczelinach, zajmuje każdą odrobinę wolnej przestrzeni. Strzela w górę drzewami billboardów, pokrywa ściany i płoty pnączami bannerów, obrasta latarnie i słupy mchem ogłoszeń, rzuca liście ulotek, pączkuje dziesiątkami odmian i gatunków. Z wolna, lecz nieustępliwie pochłania całe miasta, porasta pobocza dróg, zasłania światło w mieszkaniach, rozpełza się na parki, plaże, stoki narciarskie. Nie oszczędza zabytków, kościołów, cmentarzy, muzeów, pomników, szkół czy miejsc pamięci".

Kurcze, brzmi to jak fragment jednej z tych pierwszych apokaliptycznych powieści Ballarda. Coś w tym jest. W dodatku próbuje się to dziadostwo dostać do mojego mieszkania: wystaje ze skrzynki pocztowej, leży na wycieraczce, wysypuje się z gazety. Cały świat chce mi coś sprzedać, i to bardzo chce. Codziennie banki oferują mi kredyty poprzez pocztę internetową, co otworzę jakiś portal, to przesłania go reklama, której nie sposób skasować, przynajmniej dwa razy w tygodniu ktoś do mnie dzwoni oferując naczynia do gotowania na parze( już mam), komplet pościeli wełnianej, ubezpieczenie, nową kablówkę. Nie wystarczy powiedzieć, że mnie to nie interesuje, bo za tydzień zadzwonią i tak.
Mógłbym się dalej wściekać i rzucać kamieniami, ale właśnie uświadomiłem sobie, że i ja nie bez winy.

Otóż kiedy np. wysyłam jakiś tekst do redakcji, to kiedy nie dostaję odpowiedzi, wysyłam go jak gdyby nigdy nic po raz drugi. Tym sposobem publikowałem np. w NF, bo odpowiedzi otrzymywałem dopiero po powtórnym przesłaniu. A więc narzucałem się jak jakiś bank ze swoim kredytem. Co więcej, na forum SFFH o dłuższego już czasu daję ludziom po oczach okładkami swoich książek. Mam nawet stosowne koszulki z nadrukami, a więc jestem już chodzącym bannerem. Myśl ta jest poniekąd pokrzepiająca. Nie jestem już tylko ofiarą w tej dżungli, ale również drapieżnikiem. Być może mikrodrapieżnikiem, wielkości listka, ale zawsze coś. Polować to my, a nie na nas.

2 komentarze:

  1. Wietrzę spisek i ZION. Dałem wpis o świtaniu i dalej go nie ma. A wpis polegał na podpowiedzeniu, że instalacja add blocka na mozilli, czy chrome pozwala zapomnieć o natrętnych reklamach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Mikrodrapieżniku - dziękuję za dedykację dla Męża - rocznica ślubu udała nam się nad wyraz i "A.K." ze specjalnym wpisem był bardzo miłym prezentem.
    Teraz Mąż - a troszkę się bałam, bo on jakby mało fantastyczny jest - kończy wakacyjne czytanie i choć początkowo podchodził jak pies do jeża, teraz oderwać się nie może, żałuje, że już końcówka i porównuje pozytywnie klimaty z Krajewskim o Wrocławiu.
    Jeszcze raz dziękuję serdecznie i pozdrawiam Pana i Pana złotą Matkę.
    Agnieszka Gil

    OdpowiedzUsuń